
16 maj I had a dream
Miałem sen.
Obudziłem się o trzeciej w nocy, chyba nawet równo. Jak pomyślałem o tym by spojrzeć na zegarek, to było chyba trzy lub cztery po.
Sen był dosyć dziwny, ale nie na tyle dziwny by jakoś szczególnie go rozpamiętywać, natomiast miał w sobie coś, uczucie/wrażenie, z którego trudno było się otrząsnąć. A było to wrażenie zatoczenia pewnego kręgu, dojścia do końca pewnego etapu; objawiało się to rozmaicie: najpierw nieustanne poczucie deja vu, że już to gdzieś widziałem, a potem, że w ogóle ten sen już się kiedyś odbył. Oczywiście, iluzje śniącego umysłu, ale prawdziwym zaskoczeniem był fakt wystąpienia w nim „niby znanych, ale nieznanych, a teraz (w drugiej iteracji tego samego snu) rozpoznanych) postaci”, osób w moim życiu, które spotkałem w ciągu ostatnich pięciu lat.
No i spinały się we mnie te wrażenia w jedną całość, która skonkludowała się w scenie, gdzie trzymam i rozkładam pudło swoich zapisków. Wieje wiatr, gotowy mi je rozwiać po okolicznej przestrzeni (drzewa, buda przypominająca dyskotekę, parking) oraz samochód posiadający rozkładający się bagażnik, na którym można te zapiski rozłożyć. Była tam moja szanowna madre, było pudło zapisków i byłem ja, który zdając sobie sprawę, że zatoczyłem właśnie koło czasu, muszę podjąć jakąś decyzję.
No i obudziłem się.
Wygooglałem znaczenie snów i budzenie się o trzeciej rano.
Postanowiłem zrobić parę rzeczy, a pisanie tutaj jest jedną z nich.
Dość już szuflad.
Dość już strachu.
Dość starego mnie. (to akurat trochę potrwa, ale jestem na nowej drodze)
Witaj, świecie.
No Comments